Wizyta na FB zamiast u ginekologa. Czytam, co wrzucają kobiety i jestem przerażona

Polki latami odkładają wizyty u ginekologa. Wstydzą się, unikają badań, a diagnozy szukają na Facebooku i… u sztucznej inteligencji. Ponad 7 proc. kobiet nie było u specjalisty od ponad pięciu lat. – Model językowy analizuje tekst, ale nie widzi człowieka. Lekarz widzi: mimikę, gest, ton głosu, lęk, wahanie. Widzi to, czego pacjent czasem nie umie powiedzieć. I co kluczowe – AI nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoje treści – podkreśla dr n. med. Maciej Jędrzejko, znany ginekolog. Internautka na jednej z kobiecych grup na Facebooku publikuje zdjęcie skrzepu krwi na papierze toaletowym. Pisze, że martwią ją obfite miesiączki. Ktoś z komentujących pyta, dlaczego nie pójdzie do ginekologa. Odpowiada, że się wstydzi. W kilka sekund wiem o niej bardzo dużo: jak się nazywa, gdzie pracuje, jakie filmy ogląda, kto jest jej mężem. To był czas, kiedy anonimowe posty nie były jeszcze tak popularne. Zdziwiło mnie wtedy, że nie wstydzi się mówić przed całą Polską o skrzepach, a przed jednym ginekologiem – już tak. Może dlatego ta scena tak zapadła mi w pamięć. Od tamtej pory zaczęłam obserwować grupę Ginekologia na Facebooku. To naprawdę fascynujące zjawisko. Jedna internautka skarży się na krwawienia trwające prawie cały miesiąc i pyta, co robić; inna prosi, by fejsbukowe koleżanki dobrały jej odpowiednią antykoncepcję. Kolejna wrzuca wyniki badań i liczy na diagnozę od kobiet bez medycznego wykształcenia. I zaczyna się zgadywanka. Jeszcze inna podejrzewa ciążę, ale woli upewnić się na grupie, czy na pewno. Znam też takie przykłady z własnego podwórka. Znajoma znajomej z bólu zgina się w pół i trafia na SOR. Okazuje się, że ma w brzuchu potworniaka. Nie poszła do ginekologa przez osiem lat, bo przecież nie była w ciąży. Kolejna: ma w grafiku terapię syna, dentystę męża, neurologa matki i urologa teścia. Dla niej nie ma miejsca. Cierpi na wzdęcia, obwód brzucha się powiększa. Myśli, że to menopauza. Kiedy jest naprawdę źle, słyszy diagnozę: rak jajnika. Inna historia: nie chodzi do ginekologa, bo "jeszcze coś jej wykryją". Woli wierzyć, że wszystko będzie dobrze, zaklina rzeczywistość… To nie tylko pojedyncze historie – tak wygląda też rzeczywistość w liczbach. Coraz rzadziej u ginekologa Polki coraz rzadziej chodzą do ginekologa: takie smutne dane płyną z raportu "Polka u ginekologa 2025" autorstwa Agnieszki Kędzierskiej-Strzępki, Justyny Czupryniak i Marcina Fiedziukiewicza. Publikacja powstała w reakcji na głośną internetową dyskusję na temat regularności wizyt u ginekologa. Z najnowszego badania wynika, że niecałe 52 proc. kobiet deklaruje, że odwiedziło ginekologa w ciągu ostatniego roku. To spadek o niemal 7 punktów procentowych w porównaniu z ubiegłorocznym badaniem, w którym wynik wynosił około 60 proc. Ponad 7 proc. Polek przyznało, że nie było u ginekologa od ponad pięciu lat. Najgorzej sprawa wygląda w przypadku dojrzałych kobiet. Niektóre myślą sobie: "Menopauza? To mogę sobie odpuścić wizyty". Niestety, tak się nie da. Wiele pań po 50. roku życia nawet nie korzysta z bezpłatnej mammografii, która w ramach NFZ jest dostępna co dwa lata. Z raportu wynika, że aż 45 proc. kobiet robi to badanie nieregularnie albo wcale! Przypominamy: bezpłatną mammografię można wykonywać aż do 74. roku życia. Dlaczego to tak ważne? Mediana wieku zachorowania na raka szyjki macicy wynosi 60 lat, a na raka piersi – 63 lata. Choć badania profilaktyczne są dostępne i bezpłatne, w Polsce wciąż rośnie liczba zachorowań i zgonów z powodu tych nowotworów. Wciąż pozostajemy w tyle za wieloma krajami Europy, gdzie świadomość i regularne badania ratują życie. Delikatność i empatia Nieobecność kobiet u ginekologa to jedno – pytanie brzmi: dlaczego tak się dzieje? Raport wskazuje, że jednym z najbardziej niepokojących powodów jest po prostu strach przed wizytą. Wśród kobiet z pokolenia Z aż 25 proc. przyznaje, że odczuwa duży strach przed wizytą u ginekologa, a jeśli doliczyć odpowiedzi "raczej tak", odsetek ten wzrasta do 50 proc.. W starszych grupach wiekowych lęk stopniowo maleje. Niektóre kobiety mają za sobą złe doświadczenia, inne czują wstyd. Mimo obaw to jednak właśnie Zetki wykazują się największą skrupulatnością w kwestii badań ginekologicznych. Prawie 20 proc. przedstawicielek pokolenia Z, jeśli będzie miało jakieś obawy czy wątpliwości dotyczące swojego życia intymnego, skonsultuje to ze sztuczną inteligencją. – Pacjentki zawsze będą sprawdzać zalecenia w AI, dlatego uważam, że rolą lekarza nie jest walka z technologią, lecz nauczenie, jak z niej mądrze korzystać. Zachęcam pacjentki do wyboru stabilnych, płatnych wersji narzędzi oraz do cross-checkingu – czyli porównywania odpowiedzi w różnych systemach. Jeżeli AI udzieli odpowiedzi sprzecznej z moimi zaleceniami, proszę, by pacjentka nie modyfikowała terapii samodzielnie, tylko odesłała mi tę treść do weryfikacji. Prawda medyczna nie boi się sprawdzania – przeciwnie, na nim rośnie – wyjaśnia dr n. med. Maciej Jędrzejko, ginekolog, w sieci znany jako #TataGinekolog. Jak mówi dalej, czat potrafi halucynować, gubi niuanse i upraszcza świat do "tak/nie". – Model językowy analizuje tekst, ale nie widzi człowieka. Lekarz widzi: mimikę, gest, ton głosu, lęk, wahanie. Widzi to, czego pacjent czasem nie umie powiedzieć. I co kluczowe – AI nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoje treści. Lekarz ponosi pełną: etyczną, zawodową i karną – podkreśla. I dodaje: – Świadomy pacjent to najlepszy pacjent. A najdłużej żyje ten, kto najlepiej zna swoją chorobę. Jeśli ktoś próbuje "leczyć się" wyłącznie czatem, ryzykuje własne życie. Problemem nie jest AI – problemem jest złudzenie jej nieomylności. Jak zauważa dr n. med. Maciej Jędrzejko, wiele chorób, szczególnie nowotworów, rozwija się latami, bezobjawowo. Gdy pojawiają się wyraźne symptomy – ból, krwawienie, duszność, chudnięcie – często jest już późno. Stąd iluzja: "Gdybym miała raka, czułabym". To złudzenie bywa śmiertelne. – Dlatego od lat promuję zasadę "urodzinowego tournée dla zdrowia": raz do roku wykonać podstawowe badania krwi i moczu oraz odwiedzić kluczowych specjalistów. Profilaktyka nie jest luksusem – jest obowiązkiem każdego, kto chce żyć długo i bez dramatów zdrowotnych – podkreśla. – Wchodzimy w epokę generatywno-kognitywną, w której maszyna staje się partnerem intelektualnym. Nie obwiniajmy więc czatu za to, że istnieje – obwiniajmy system, który nie uczy, jak z niego korzystać. Technologia jest lustrem naszych kompetencji. Naszym zadaniem jest sprawić, by odbijało się w nim więcej zdrowia niż strachu – podsumowuje. Czego pragną Polki u ginekologa? Jak często chodzić do ginekologa? Eksperci nie mają wątpliwości – co najmniej raz w roku. To podstawowy sposób, by zadbać o zdrowie narządów płciowych i w porę wykryć ewentualne problemy, w tym raka szyjki macicy, jajnika czy zaburzenia hormonalne. Wizyta to nie tylko rutynowe badanie – powinna obejmować cytologię, USG narządów rodnych, a w razie potrzeby również badania laboratoryjne i profilaktykę chorób przenoszonych drogą płciową. Kobiety po 40. roku życia powinny pamiętać także o regularnym badaniu piersi i mammografii, bo w tym wieku profilaktyka staje się szczególnie ważna. Według najnowszego raportu, idealna wizyta u ginekologa dla Polek to coś więcej niż rutynowe badanie. To spotkanie z lekarzem, który nie tylko zna się na medycynie, ale przede wszystkim potrafi słuchać. Empatia, delikatność i umiejętność rozmowy z pacjentką to cechy, które Polki cenią ponad wszystko. Dobry ginekolog to taki, który odpowie na każde pytanie spokojnie i wyczerpująco, a przy tym nie każe czekać na siebie miesiącami. Taki, który ma dobrą opinię. I taki, który nie ocenia.