Wszyscy powtarzają jak mantrę, że europejska motoryzacja przespała moment i oddała rynek walkowerem producentom z Azji. Że tanie elektryki mogą pochodzić tylko z Chin. I wtedy wjeżdża ona. Mała, zadziorna i co najważniejsze z obietnicą ceny, która może wywrócić stolik. Oto Skoda Epiq. To auto ma być najtańszym elektrykiem w ofercie marki, a jednocześnie nie zmuszać nas do wyrzeczeń typowych dla małych aut miejskich. To nie jest kolejna nudna zapowiedź Umówmy się, większość konceptów (zwanych ładnie "show car") wygląda świetnie, a potem do salonu wjeżdża coś, co ma koła od wózka sklepowego i design pudełka po butach. Tutaj ma być inaczej. Skoda Epiq to zapowiedź produkcyjnego modelu, który zobaczymy na drogach w 2026 roku. I to, co widzicie na zdjęciach, to nowy język stylistyczny marki Modern Solid, znany już z Elroqa i Enyaqa. W środku ma by prosto, przejrzyście i funkcjonalnie. Projektanci postawili na ergonomię i intuicyjną obsługę. Kabina jest pełna praktycznych schowków, haczyków na torby i uchwytów montażowych, co jest znakiem rozpoznawczym rozwiązań Simply Clever. Pod podłogą bagażnika wygospodarowano dodatkowe miejsce na kable do ładowania lub inne drobiazgi. Auto mierzy 4,1 metra długości. To wymiary typowego miejskiego crossovera, idealnego do parkowania pod biurem czy sklepem. Ale Czesi, jak to Czesi, zrobili czary w środku. Mimo kompaktowych gabarytów Epiq ma oferować bagażnik o pojemności 475 litrów. Dla porównania to wynik, którego nie powstydziłyby się auta o klasę wyższe. Do tego jest 25-litrowy frunk. Wystarczy na więcej niż tylko na wyskoczenie "po bułki" Kiedy słyszę "miejski elektryk", od razu zapala mi się lampka ostrzegawcza z napisem "150 km zasięgu zimą". Tu jednak Skoda Epiq celuje znacznie wyżej. Producent deklaruje zasięg do 425 kilometrów na jednym ładowaniu. Nawet jeśli realnie będzie robił 300 km w cyklu mieszanym, to i tak przyzwoity wynik. Oznacza to, że tym autem spokojnie wyskoczycie na weekend za miasto bez nerwowego zerkania na wskaźnik baterii. Wnętrze ma być na wskroś nowoczesne, pełne cyfrowych rozwiązań, ale z zachowaniem fizycznych przycisków (chwała im za to!). Mamy tu też podejście "Mobile First", co sugeruje, że integracja ze smartfonem będzie absolutnie kluczowa. No i napęd. Nowy silnik elektryczny w Epiqu o mocy aż 211 KM zapewnić ma dynamiczne osiągi. Prędkość maksymalną ograniczono do 175 km/h. Nowa Skoda zaoferuje również dwukierunkowe ładowanie, czyli samochodem podładujecie dom lub inne urządzenie elektryczne. Cena, która zmienia zasady gry I tu dochodzimy do sedna sprawy. Do tego "orzecha", którego Chińczycy będą musieli zgryźć. Największą bolączką aut na prąd jest to, że są drakońsko drogie w porównaniu do swoich odpowiedników na benzynę. Skoda zapowiada jednak coś, co brzmi jak rewolucja. Cena startowa nowego modelu ma być porównywalna z modelem Kamiq. Skoro Kamiq kosztuje od 80 900 zł do 119 000 zł, to cena Epiqa, przy założeniu, że w przyszłym roku mielibyśmy nowy program dopłat do elektryków w podobie do "NaszEauto", mogłaby wynieść mniej niż 50 000 zł! Żebyście mieli jasność, że mówimy o poziomie cenowym połowy kosztów spalinowego crossovera segmentu B. Jeśli faktycznie uda się wprowadzić na rynek elektrycznego SUV-a z zasięgiem ponad 400 km w cenie dzisiejszego Kamiqa, to argument "elektryki są za drogie" traci na znaczeniu. Ciekawostką jest też miejsce narodzin tego modelu. Skoda Epiq będzie produkowana w hiszpańskiej Pampelunie (zakłady Volkswagen Navarra). To część szerszego planu grupy Volkswagen, by stworzyć całą rodzinę małych, miejskich elektryków (Electric Urban Car Family), które mają zdemokratyzować elektromobilność.