Wyluzowany Nawrocki i zirytowany Zełenski. Jedna wizyta obnażyła "mini Trumpa"

– Było jasne, że przekaz był skierowany do jego elektoratu, do jego wyborców, by podtrzymać mit mocnego człowieka: "Zobaczcie, Ukraińcy jedzą mi z ręki, kazałem to przyjechali”. Dlatego, niestety, był to mini Trump w maksimum sprawach – tak o Karolu Nawrockim, który spotkał się Zełenskim mówi dla naTemat dr Mirosław Oczkoś, specjalista ds. wizerunku i marketingu politycznego. Aleksandra Tchórzewska: Dziś w Pałacu Prezydenckim odbyła się konferencja prezydenta Polski i prezydenta Ukrainy. Coś pana zaskoczyło? dr Mirosław Oczkoś: Nie bardzo. Spodziewałem się po prostu podobnej sytuacji, ale byłem ciekawy, jaka będzie jej skala. Od kilku dni zastanawiam się, na jakim etapie to w końcu się znajdzie i jak bardzo się rozwinie. I co zrobi kancelaria pana Nawrockiego, żeby "przeczołgać" pana Zełenskiego? Ma pan może na myśli to "niedocenienie" przez Ukraińców pomocy Polaków? Dokładnie. Nie chcę się wyzłośliwiać, ale taki "kieszonkowy Trump" w polskiej wersji wygląda trochę groteskowo. Brakowało tylko J. D. Vance'a obok. Ale u nas takiej formuły jeszcze nie ma, przynajmniej na razie. Zełenski wybrnął? Dwa razy się zirytował, ale wybrnął. Funkcjonuje w tym świecie na tyle długo, że potrafił sobie poradzić z amatorem politycznym, który uprawia politykę bardziej do wewnątrz niż na zewnątrz. Niestety, taka jest ta funkcja dla nas. Rzeczywiście mogło być gorzej, ale Karol Nawrocki zaczął zachowywać się tak, jakby władza go oczadzała – w swoim wystąpieniu zdawał się być "ojcem narodu", najwyższym przywódcą, zwierzchnikiem sił zbrojnych. Tylko przy "migach" coś mu nie wyszło: powiedział, że się zgadza, choć w rzeczywistości przecież nie ma na to wpływu. Do tego przewijała się cała ta młócka pt: "jak niewdzięczni są Ukraińcy". Moi studenci pół roku temu policzyli, ile razy Zełenski dziękował nam za różne rzeczy – kilkanaście. Tak naprawdę Nawrocki był to mini Trump w wersji maksymalnej. Taka narracja dotycząca Ukraińcom nam zaszkodzi? Pytanie brzmi tylko: gdzie może nam to zaszkodzić? Zełenski ze swoją ekipą walczy o życie już od jakiegoś czasu – to jego priorytet. Był u wszystkich przywódców świata, możliwych i niemożliwych, prowadził różne rozmowy, rozgrywki i układy. W związku z tym doskonale wiedział, że musi przyjechać do Polski, bo jesteśmy ważnym partnerem. Mamy przecież POLLOGHUB w Jesionce i inne strategiczne sprawy. Liczy się też Unia Europejska, choć, jak się okazało, można obejść Węgrów, Słowaków i Czechów, robiąc pożyczkę u innych.  Lepiej mieć Polaków po swojej stronie niż nie mieć wcale. Dziwię się, że ludzie Karola Nawrockiego, a nawet sam Nawrocki, myślą, że tego nie śledzi świat, że to tylko konflikt wewnętrzny i można nas rozegrać według własnego uznania. Że wystarczy rzucić "jabłko" dla najpiękniejszej jak w tym micie, a ktoś z rządu czy Nawrocki natychmiast się na to złapie. Nawrocki nauczył się od czasów kampanii mówić okrągłymi zdaniami, ale w środku… nie ma treści. To pustostan. Chodziło tylko o to, by pokazać, gdzie raki zimują "tym Ukraińcom". Zełenski próbował zastosować prostą rzecz – zwracał się po imieniu: "Karol". Nawrocki nie był w stanie zrobić tego samego. Gdyby powiedział "Wołodymyr", miałby problem u części elektoratu Konfederacji, a PiS miałby kłopot. A tak to PiS może trąbić o "wielkim sukcesie" Karola Nawrockiego – zmusił prezydenta, który jest w stanie wojny i na którego Rosja napadła, żeby przyjechał do nas. No naprawdę wielki sukces. Który z prezydentów czuł się lepiej podczas spotkania? Nawrocki czuł się jak "pan na zagrodzie równy wojewodzie". Nie dziwię się temu. Był u siebie, wyluzowany, i sprzedawał swoją wersję prawdy, swoją wizję historii. Cała jego kancelaria jest nastawiona na kreowanie obrazu mocnego człowieka, prezydenta, który liczy się na całym świecie. To się nie zmieniło. Cała narracja była taka sama: on jako najmocniejszy na świecie, który w razie potrzeby nas obroni. Było mnóstwo takich sygnałów, dlatego nie byłem zaskoczony. Padły słowa o konkretnych działaniach w sprawie Wołynia. Czy pan wierzy, że możemy mówić o przełomie dzięki temu spotkaniu? Jeżeli miałbym opierać się tylko na wierze, trudno powiedzieć. Jeżeli chodzi o konkretne działania, mamy 26 wniosków o ekshumację i obecność IPN-u ukraińskiego oraz polskiego. Zełenski musi coś zrobić, bo wie, że będzie miał blokadę w postaci Nawrockiego. Fakt, to nie on wysyła wojsko ani pieniądze. Ale po co sobie robić wrogów za granicą? W związku z tym coś musi się wydarzyć.  Pytanie tylko, czy to jest odpowiedni czas i miejsce? Wiedziałem, że takie pytanie padnie – teraz pozostaje sprawdzić, co faktycznie jest na stole i co zostało przywiezione. A co pan sądzi o tym, że Zełenski złożył niezapowiedzianą wizytę przy Grobie Nieznanego Żołnierza? Myślę, że chodziło o to, że po przebytych rozmowach był to gest mający pokazać Polakom, że nas szanuje. Ukraińcy są biegli w dyplomacji – nauczyli się więcej niż nasi. Niestety, ludzie prezydenta często myślą, że wystarczy nakazowo coś powiedzieć. Gdyby spojrzeli globalnie, zastanowiliby się, dlaczego nie ma ambasadorów, a przecież można by jakichś mianować. To co popsuł Duda, Nawrocki psuje do końca. Zełenski natomiast ma dobrych doradców. Specjaliści od wizerunku zawsze mają swoje strategie i mówią: "Dobra, robimy gest". I taki gest został wykonany, który na pewno spodobał się Polakom. Nawrocki mówił o Ukraińcach, że czują się dobrze w Polsce, że znaleźli tu bezpieczny dom. Czy to odpowiada rzeczywistości? Sekcja BBC ukraińska zadała konkretne pytania i podała liczby – a gdy są liczby, trudno dyskutować. Nawrocki zaczął kluczyć, twierdząc, że Polska wydaje więcej na Ukraińców. To niewygodna sytuacja, bo akurat rządy Prawa i Sprawiedliwości – pamiętam wojewodę Radziwiłła – wcale nie pomagały. To Polacy z własnego serca pomagali – społeczeństwo, Polki i Polacy. Ludzie nie są głupi. Jeśli Nawrocki mówi, że traktujemy wszystkich obcokrajowców tak samo, ale "Chanuki nie zapalamy"… czyli w praktyce traktujemy równo wszystkich z wyjątkiem Żydów, Ukraińców, Romów, osób LGBT itd. – to dobrze się składa dla narracji politycznej. W efekcie wiarygodność prezydenta Nawrockiego w kwestiach merytorycznych była słaba. Natomiast było jasne, że przekaz był skierowany do jego elektoratu, do jego wyborców, by podtrzymać mit mocnego człowieka: "Zobaczcie, Ukraińcy jedzą mi z ręki, kazałem to przyjechali”. Dlatego, niestety, był to mini Trump w maksimum sprawach. Co ta wizyta oznacza i co z niej wynika dla Ukrainy, ale też dla Polski? Nic z tego nie wynika. Najważniejsze rozmowy to te z Donaldem Tuskiem. Rozmawiali też przez chwilę na szczycie w Berlinie. Najistotniejsza deklaracja w kontekście wizerunkowym była taka, że Zełenski podczas spotkania z Nawrockim nie bał się przyznać, że Tusk uczestniczył – albo przynajmniej jego przedstawiciele byli obecni – w dwunastu spotkaniach formatu koalicyjnego. Ukraińcy doskonale wiedzą, że to rząd podejmuje decyzje o funduszach. Wyjaśnił też kwestię "migów": Ukraina posiada myśliwce F-16, ale kluczową rolę odgrywają piloci, którzy przeszli specjalistyczne szkolenia i mają doświadczenie w obsłudze tych zachodnich maszyn. Prezydent Ukrainy przyjechał w pełni świadomy, że przyjmie u nas ciosy. Ale to wytrzymał.