Chcieli oddać meble za darmo, ale tego się nie spodziewali. "Po tygodniu miałem dość"

Agnieszka pozbywała się starych mebli. Część chciała tanio sprzedać, inne oddać za darmo. Zrobiła zdjęcia, wystawiła w internecie. Po kilku dniach miała dość. – Przeraził mnie brak kultury ludzi. Poczułam się tak zmęczona ich zachowaniem, że miałam ochotę wszystko wyrzucić na śmietnik i więcej się z nimi nie użerać – mówi. "Oddam za darmo", "Tanio sprzedam"? Tak można zderzyć się z rzeczywistością. Agnieszka wahała się, czy nie wyrzucić starej kanapy, ale mąż stwierdził: A skąd wiesz, może komuś przyda się gdzieś na działkę? Wystawili ją więc w internecie. Kanapa miała sporo plam. Zrobili zdjęcia, opisali wszystkie zabrudzenia. – Byłam zaskoczona, że tyle osób się nią zainteresowało. Były telefony i wiadomości. Ktoś potrzebował dla robotników, ktoś inny do mieszkania na wynajem. I faktycznie trafiła się nawet osoba, która chciała kanapę na działkę – mówi. Zaczęli się umawiać. I wtedy się zaczęło. – Nagle zdziwienie, że kanapa nie jest idealna. "Jak plamy, to nie, dziękujemy", "Jak plamy, to ja się jeszcze zastanowię", "Jak plamy, to muszę sprawdzić, czy da się wyprać, odezwę się". Przecież wszystko było na zdjęciach i w opisie! Po co tracą mój czas i swój? – opowiada. Finał był pozytywny – kanapa ostatecznie pojechała do mieszkania na wynajem. Ale trwało to długo. A to, czego doświadczyli, bardzo ich zaskoczyło. – Ludzie umawiają się i nie przyjeżdżają. Nie uprzedzają, nie wysyłają żadnej wiadomości. Raz zdarzyło się, że wpadłam w biegu do mieszkania, żeby zdążyć i o 16., gdy byliśmy umówieni, ktoś napisał, że nie przyjedzie, bo coś mu wypadło. Albo proszą o rezerwację do jutra, a potem ty musisz do nich dzwonić, żeby zapytać, czy aktualne, bo potrafią się nie odezwać, a w tym czasie dzwoni ktoś inny... – mówi Agnieszka. Bardzo szybko zaczęli żałować, że w ogóle się za to zabrali. Nie tylko oni. Podobnych historii można znaleźć wiele. "Oddam za darmo stare meble kuchenne". Damian: Miałem serdecznie dość – Postanowiliśmy oddać za darmo stare meble kuchenne. Były zniszczone, widać było ducha czasu, ale może komuś przydałyby się chociaż korpusy szafek. Poza tym wszędzie słychać: "Daj rzeczom drugie życie". Miałem wątpliwości, ale szybko okazało się, że jest zainteresowanie. Parę osób zadzwoniło, chcieli obejrzeć. I tu zaczęły się schody – opowiada Damian. "Ja mogę wtedy", "Wtedy nie mogę", "A może wtedy"... Umawianie się trwało w nieskończoność. Potem ktoś się umówił, nie przyjechał. Zadzwoniła jakaś kobieta, była zdecydowana i przestała się odzywać. Inny człowiek był zdziwiony, że nie chciałem umówić się z nim na demontaż mebli w sobotę po godz. 20. – Jak w sobotę po 20? Będę sąsiadom do północy walenie młotkiem fundował? A już najlepsza była osoba, która miała odezwać się rano z informacją, o której przyjedzie. Kontaktu brak. Pytam w sms, czy jest nadal zainteresowana. Łaskawie odpowiada, że jednak nie może przyjechać. Niespodziewanie odzywa się po południu, że jest już w samochodzie i chciałaby się za pół godziny spotkać. No bo przecież ja nie mam nic innego do roboty przez cały dzień, jak tylko czekać, aż ktoś zechce się pojawić – irytuje się nawet dziś na samo wspomnienie. – Po tygodniu miałem serdecznie dość – dodaje Damian. – Człowiek myślał, że może komuś te meble się przydadzą, a miał z tym tylko kłopot i nerwy. Powiedziałem: koniec. Sam rozmontowałem meble i wywiozłem wszystkie szafki na śmietnik. W życiu nie będę się już w coś takiego bawił. Dalsza część artykułu poniżej: "Przeraził mnie brak kultury ludzi" Do tego zaczął dostawać wiadomości z ofertą usług remontowych. – Dla mnie wyglądało to jak próba znalezienia zleceniodawców robiących remonty – mówi. Załamał się też samymi prywatnymi wiadomościami. Krótkie: "Gdzie", "Dostępne"... Nawet bez znaku zapytania. Zero "dzień dobry", czy jakiejkolwiek innej grzecznościowej formuły. Albo: "Aktualne". – Odpisuję, że tak, że aktualne. I koniec. Nikt się już potem nie odzywa. Dla mnie to niepojęte. Sprzedawałem przez internet jeszcze parę drobnych mebli. I po tym wszystkim człowiek aż potrzebuje odpocząć, tak jest tym wszystkim zmęczony – dodaje. Gdy za pół darmo wystawił biurko, czy półki IKEA, ludzie niemal bili się o to przez telefon. – Jeśli masz atrakcyjne rzeczy, to też jest to męczące, bo jest dużo chętnych. Trzeba niemal prowadzić buchalterię. Ktoś dzwoni: "Ja już to biorę, proszę zarezerwować". Rezerwujesz więc. Tymczasem odzywają się kolejne osoby, a tamta przestaje się odzywać. Szukasz kolejnej w kolejce. Gdy ta nie odpisuje, szukasz trzeciej.... A potem ludzie nie przyjeżdżają na czas albo w ogóle. Albo pytają, czy można wysłać rzeczy pocztą, choć w ogłoszeniu jest zaznaczone, że odbiór osobisty – mówi. Agnieszka ma podobne odczucia: – Przeraził mnie brak kultury ludzi. Poczułam się tak zmęczona ich zachowaniem, że miałam ochotę wszystko wyrzucić i więcej się z nimi nie użerać. Tak potem zrobiła z czterema krzesłami. Wyniosła je od razu do śmietnika na duże gabaryty. I uśmiała się, gdy dowiedziała się, że zaraz zabrał je ktoś z bloku. Z oddawaniem za darmo często wiąże się kłopot Oczywiście sytuacje są bardzo różne, każdy ma różne doświadczenia. Ktoś się bardzo ucieszy, że upoluje okazję, kontakt jest wtedy zupełnie inny. Ktoś inny jest tak miły, że masz ochotę mu jeszcze pomóc znieść/wywieźć to, czego się pozbywasz. Dalsza część artykułu poniżej: Jednak z oddawaniem za darmo często wiąże się kłopot. A ty nagle zderzasz się z innym rozumieniem słowa "oddam". Marzena raz chciała oddać meble dla powodzian. Wykonała kilka telefonów, nikt nie chciał starych mebli. Chciała też oddać używany, dziecięcy wózek. – Czy jest nowy? Bo jak widać, że bardzo używany, to dziękujemy – usłyszała w jednym domu samotnej matki. Raz wystawiła też w internecie dwa dziecięce biurka. Chciała oddać je za darmo. – Przyjechała duża rodzina. Oglądali te biurka z każdej strony, jakby kosztowały majątek. Wzięli oba. Za godzinę czy dwie okazało się, że jedno z nich stało pod blokiem, na środku chodnika. Nie wrócili po nie, musieliśmy je zabrać. Ktoś nie uszanował mojej rzeczy, mojego czasu i mnie. Jakby dał mi w twarz za to, że pomyślałam: "Może komuś się przyda" – wspomina. Biurko wylądowało na śmietniku. Za darmo? Ludziom wydaje się, że musi być w idealnym stanie Samo zainteresowanie ogłoszeniami w internecie wydaje się ogromne. "Aktualne?", "Ustawiam się w kolejce", "Jestem zainteresowana", "Chętnie odbiorę", "Gdzie odbiór" – piszą ludzie w mediach społecznościowych pod różnymi ofertami. Dziesięć razy z rzędu, jeden za drugim, potrafią tak pytać, czy aktualne. Po wielu komentarzach widać, że nie czytają ze zrozumieniem. "A dowóz?" – też się zdarza, gdy czarno na białym jest napisane: "odbiór osobisty". Jeśli oddajesz coś za darmo, ludziom często wydaje się, że musi to być w idealnym stanie. A jeśli bardzo tanio, chcą dostać to niemal za nic. – Przy szafce w dobrym stanie za 50 zł targują się, jakby kosztowała 500 zł – mówi Damian. "Szukasz bezpłatnej osoby do wynoszenia bałaganu, wstyd"... Na FB jest wiele grup, gdzie odbywa się taki "handel". Tu również widać reakcje, które wiele mówią. Ten, kto za darmo oddaje stare meble, często traktowany jest jak cwaniak, który szuka "jelenia", aby za darmo uprzątnął mu mieszkanie. "Szukasz bezpłatnej osoby do wynoszenia bałaganu... wstyd" – piszą. Jedno z pierwszych ogłoszeń – ktoś chce oddać za darmo stół ze zniszczonym blatem i brudne krzesła. Właściciel pisze, że nie wygląda to najlepiej, ale krzesła można łatwo wyczyścić i nadal będą komuś służyć. Reakcje pod postem? "Rusz cztery litery i na śmietnik wynieś", "Nie chce się na śmietnik wynieść?" itp. Tu ktoś bardzo trafnie odpowiedział na takie komentarze: "Ludzie, to jest grupa 'śmieciarka' a wy oczekujecie nowych, zafoliowanych rzeczy najlepiej jeszcze z dostawą pod drzwi? Taki sens tej grupy, że zanim się coś wyrzuci, to warto spytać czy nie? Z blatu stołu nic się nie zrobi, ale jest cały stelaż, więc wystarczy kupić najtańszy blat/płytę i za kilkadziesiąt złotych macie sprawne biurko. Fotele wystarczy wyprać i doczyścić". Ale najwyraźniej nie do wszystkich dociera. Jakby tego było mało, trzeba też uważać na internetowych oszustów i próby wyłudzenia danych. Przy okazji jednego z ogłoszeń z wysyłką Damian dostał następującą wiadomość: "Nie mogę dokończyć zakupu, ponieważ system wymaga podania twój adres mailowy. Wyślij mi go na czacie". – Odpisuję, że to niemożliwe, bo konto mam od dawna, wszystkie dane są uzupełnione, transakcje przechodzą bez problemu. Po chwili pojawia się informacja z systemu platformy sprzedażowej, że dalsza korespondencja jest niemożliwa, ponieważ użytkownik został zablokowany ze względu na nieprzestrzeganie regulaminu. No i wszystko jasne... – uczula.