Stałem w korku na S7 podczas śnieżycy. Uratował mnie zjazd, ale na służby jestem wściekły

To był dramat. To trzeba przeżyć, być w samochodzie w taką pogodę, żeby zrozumieć. A i tak może być ciężko to ogarnąć. Mam prawo jazdy od kilkunastu lat, ale takiej podróży nie miałem nigdy. Stałem we wtorek 30 grudnia w korku na S7 pomiędzy Ostródą a Olsztynkiem, a wcześniej pod Lubawą. Przed koczowaniem całą noc na zaśnieżonej drodze uratował mnie zjazd, który był kilkaset metrów dalej. Wielu tego szczęścia nie miało. A służby, niestety, znowu zaskoczyła zima. I nie chodzi o brak pługów i piaskarek. To jedna z tych sytuacji, które zostają z człowiekiem na długo, choć nikt tego nie chce. We wtorek 30 grudnia wracałem spod Inowrocławia do Olsztyna. To około 200 km, które zwykle pokonuję w 3 godziny. Tym razem przejechanie tej trasy – choć trudno nazwać to jazdą – zajęło mi 7 godzin. Przez śnieżycę, która kilkadziesiąt godzin temu nawiedziła nie tylko Warmię i Mazury, ale też inne północne regiony czy Mazowsze. Atak zimy na Warmii i Mazurach Do Brodnicy praktycznie nie było śniegu. Za miastem, na łagodnym zakręcie i niewielkim wzniesieniu, zobaczyliśmy pierwsze auto osobowe w rowie. Pomyślałem: "musiał pędzić". Ale po chwili, na wysokości tego auta w rowie, zarzuciło też naszym samochodem. Jechałem 30 km/h. Z każdym kolejnym kilometrem było coraz gorzej. Za Lubawą (DK 15) zaczął się już dramat. Tir zablokował ruch po naszej stronie jezdni, z drugiej strony sznur aut na zderzaku. Ruszyliśmy żółwim tempem po jakichś 30 minutach. Po drodze widzieliśmy jeszcze jeden tir w rowie i akurat najechaliśmy na inną sytuację, kiedy ciągnik wyciągał auto osobowe z rowu. Na drodze – nie było widać nic. Zupełnie, poza śniegiem przed szybą. Na trasie między Lubawą a Ostródą straszna zamieć i do tego burza śnieżna – błyski rozjaśniały cały horyzont i to było jedyne WOW w całej tej podróży. Dość powiedzieć, że nawet jeśli kilka metrów przede mną jechał samochód, nie widziałem śladów w śniegu, które zostawiał. Po tej podróży wiem jedno: w taką pogodę nietrudno o zawrót głowy, który może skończyć się wylądowaniem w rowie. Potężny korek na S7 A teraz wyobraź sobie, że jedziesz po czymś, co drogi w ogóle nie przypomina. Po obu stronach jest ciemno, w szybę uderza śnieg i nie wiesz, czy jedziesz prosto, czy może jednak za chwilę nie będzie zakrętu i nie wjedziesz w zaspę albo do rowu. Dlatego zamiast S16 z Ostródy do Olsztyna wybrałem S7 na Olsztynek. Bo miało być "pewniej", w końcu jedna z głównych dróg w kraju. I na S7 kolejny dramat. Wjechaliśmy na "siódemkę" na wysokości Ostródy i... nie wiedziałem, po którym pasie jadę. Na liczniku maksymalnie 50-60 km/h, choć nie brakowało śmiałków z osobówek czy ciężarówek, którzy wyprzedzali nas "lewym pasem". Na wysokości Rychnowa nagle wszystko stanęło, sznur tirów i osobówek. I tak staliśmy przez jakieś 30-40 minut. Śnieg od razu zasypał auto, momentalnie zamarzał na szybach i wycieraczkach, bo to było PERMANENTNE SYPANIE przy -5 st. Celsjusza na zewnątrz. Ludzie zaczęli wychodzić z samochodów, by dowiedzieć się "o co tu, k***a, chodzi", ale sznur stojących aut ciągnął się w nieskończoność. Sam też wyszedłem – odśnieżyć auto i pozbyć się lodu z szyb i wycieraczek. I od razu mnie zasypało. Nie utknęliśmy na S7 na całą noc tylko dlatego, że uratował nas zjazd. Stanęliśmy w tym korku 400 metrów od zjazdu z "siódemki" w stronę Rychnowa – pojechałem za kilkoma innymi autami zaśnieżonym pasem awaryjnym i dalej do zjazdu. Okazało się, że wpadliśmy z deszczu pod rynnę. Nie tylko my wybraliśmy ten objazd, a to była droga dojazdowa, wąska, pełna aut (niektóre utknęły w zaspach). Jakby tego było mało, w pewnym momencie pies wyskoczył nam na czołówkę (nie wiem, skąd się wziął, wyłonił się metr przed samochodem i jakimś cudem uniknęliśmy zderzenia), a kierowca z naprzeciwka swoim lusterkiem złożył moje lusterko (dobrze, że nie urwał). Wszędzie ciemnica, zawierucha, zamieć. Nawet nie wiesz, gdzie jesteś, bo tablice drogowe też zasypane śniegiem. Pługi i piaskarki – widziałem kilka, ale zawsze jechały w przeciwnym kierunku. Ludzie często narzekają na ich brak na ulicach, ale powiedzmy sobie szczerze – odśnieżanie dróg przy takiej śnieżycy nie ma sensu. Zima znowu zaskoczyła służby Nie zmienia to jednak faktu, że służby nie mogły zrobić więcej. Owszem, mogły. Na S7 na wysokości Rychnowa nie pojawił się nikt ze służb, a przydałby się ktoś – bo mimo że śnieg sypał z każdej strony, to w końcu mówimy o drodze szerokiej, z kilkoma pasami i – moim zdaniem – można było ten ruch rozprowadzić i pokierować tak, żeby ludzie nie spędzili kilkunastu godzin na drodze bez jedzenia, wody i paliwa w autach. Sam przecież pojechałem zasypanym pasem awaryjnym do zjazdu. Znam te okolice, ale wielu nie zna. I oni potrzebowali pomocy. 210 km z Kujaw do Olsztyna przejechaliśmy w 7 godzin. Wyjechaliśmy spod Inowrocławia o godz. 13:30, o godz. 16:40 zatankowałem auto w Lubawie (po przejechaniu 140 km). W Olsztynie byliśmy o godz. 20:30, czyli trasę Lubawa – Olsztyn (około 70 km) przejechaliśmy w 4 godziny. Wielu kierowców i pasażerów w tym czasie stało na S7 lub spędziło noc w Ostródzie dzięki władzom miasta. Nawet nie chcę myśleć, co ci ludzie tam przeżyli.