"Znikają z domu na 48 godzin". Sprawdzamy, o co chodzi w nowym "wyzwaniu" nastolatków

Media szeroko opisują rzekomy trend "48 Hours Challenge – zniknij bez śladu". Według doniesień: młodzi ludzie mieliby nagle znikać na 48 godzin. A im większe poszukiwania i udostępnienia w sieci, tym większa popularność i uznanie. – Ucieczka to sytuacja kryzysowa, a nie gra – mówi stanowczo Izabela Jezierska-Świergiel, wiceprezeska Fundacji Itaka. Fraza "48 Hours Challenge" w ostatnich dniach rozgrzała internet. Wiele mediów ostrzega przed "zabawą nastolatków", która polega na celowym zniknięciu na 48 godzin i całkowitym odcięciu się od kontaktu z rodziną i znajomymi. Według tych doniesień młodzi w ten sposób mieliby rywalizować o popularność. Im więcej osób zaangażuje się w ich poszukiwania i im głośniej zrobi się wokół sprawy, tym większe uznanie mają zdobywać wśród rówieśników. Scenariusz wygląda dramatycznie: nastolatek nagle znika, bliscy w panice zgłaszają zaginięcie, służby rozpoczynają poszukiwania, a w sieci mnożą się komentarze, udostępnienia i emocjonujące wpisy. W ostatnich dniach doszło do zaginięć nastolatków. Wśród rodziców i opiekunów pojawiła się panika – czy to możliwe, że ich dziecko też bierze udział w tej grze? Sprawdzamy, czy za tym wszystkim stoi naprawdę realne zjawisko. I tłumaczymy, na co zwrócić uwagę. Życie w sieci się nie zatrzymuje Jak podaje Izabela Jezierska-Świergiel, wiceprezeska Fundacji Itaka, każdego roku w Polsce zgłaszanych jest ponad 2 tysiące zaginięć nastolatków. Od lat statystyki utrzymują się na podobnym poziomie. Na szczęście większość z tych historii kończy się dobrze – młodzi zostają odnalezieni i wracają do domów. Są jednak także sprawy, które mają tragiczny finał. – To zawsze najbardziej bolesne i poruszające przypadki, kiedy dziecko postanawia zrezygnować z życia. Powody są bardzo różne, ale coraz częściej widzimy, że duży wpływ ma otoczenie i presja rówieśnicza – mówi ekspertka. – I tutaj rzeczywiście możemy przyjrzeć się internetowi oraz mediom społecznościowym, ale nie w kontekście sensacyjnych historyjek o "challenge’ach", tylko zjawisk takich jak hejt i stalking. Rówieśnicy potrafią publicznie napiętnować dziecko w sieci, a ono nie ma spokoju ani online, ani w realnym życiu – dodaje Jezierska-Świergiel. Jak wyjaśnia, nawet jeśli dziecko wróci do domu, zamknie za sobą drzwi i pozornie odetnie się od świata, to w internecie nagonka na nie nadal trwa. – Życie w sieci się nie zatrzymuje. Młody człowiek widzi każdy nieprzychylny komentarz. I właśnie takie sytuacje mogą prowadzić do dramatycznych decyzji – podkreśla. – Dlaczego w ogóle mówi się o "48 Hours Challenge"? – pytam. – Kiedy społeczeństwo mierzy się z trudną, niezrozumiałą sytuacją, często pojawia się potrzeba znalezienia prostego wyjaśnienia. Wtedy rodzą się takie narracje o grach, wyzwaniach, "challenge’ach". To sposób na wskazanie winnego, bo łatwiej jest powiedzieć, że "to przez internetową grę", niż przyjąć do wiadomości, że dziecko przeżywało kryzys, którego nikt nie zauważył – odpowiada Izabela Jezierska-Świergiel. I podkreśla z całą mocą: – Nie rejestrujemy ani nie zauważamy żadnych nowych trendów. I nie jest to kwestia naszej nieuwagi, po prostu te trendy realnie nie funkcjonują.  Ekspertka porównuje to do głośnej historii sprzed paru lat, tzw. "Niebieskiego Wieloryba". W mediach pojawiały się wówczas alarmujące informacje o grze, która miała rzekomo prowadzić dzieci do samookaleczeń i samobójstw. – Dziś wiemy, że była to przede wszystkim sensacyjna opowieść, która świetnie rozchodziła się w internecie. Media i użytkownicy powielali ją bez weryfikacji, co doprowadziło do powstania mitu. Nie ma dowodów, że dzieci faktycznie brały udział w takiej grze ani że doprowadziła ona do tragedii – zaznacza. "Trend realnie nie występuje" Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości informuje w oficjalnym komunikacie, że nie odnotowano żadnych przypadków, które wskazywałyby na związek zaginięć nastolatków z tzw. "48 hours challenge". Funkcjonariusze podkreślają, że trend ten nie występuje realnie w sieci, a wszystkie wzmianki na jego temat pochodzą wyłącznie z przekazu medialnego. Zdaniem ekspertki, do ucieczki dziecka z domu dochodzi wtedy, gdy nie otrzymało ono pomocy od dorosłego albo nie miało, do kogo się zwrócić ze swoimi problemami.  – I nie mówię tu wyłącznie o rodzicach – zaznacza. – Myślę też o szkole, o nauczycielach. Rodzice bardzo często próbują interweniować w szkole, ale okazuje się, że te działania nie przynoszą efektu. Tych historii jest naprawdę dużo. Niestety zdarza się, że dzieci wybierają ten najtragiczniejszy krok – dodaje. Zwraca też uwagę, że w przypadku samob*jstw młodych osób każdy przypadek jest szczegółowo analizowany przez wyspecjalizowane instytuty oraz biegłych z zakresu patologii sądowej. – Eksperci odtwarzają przebieg wydarzeń. Śmierć dziecka nigdy nie przechodzi bez echa. Zawsze szuka się przyczyn, które doprowadziły do tej dramatycznej decyzji – podkreśla. Zaledwie kilka dni temu zakończono poszukiwania dwójki nastolatków z Podkarpacia. 14-letnia dziewczyna z Rzeszowa i 15-letni chłopak z okolic Sanoka zostali odnalezieni, jednak finał poszukiwań okazał się najgorszy z możliwych – oboje nie żyją.  – Sprawa, o której rozmawiamy, jest niestety bardzo smutna i przykra – mówi. – Osobiście uważam, że krzywdzące jest mówienie o niej w kontekście jakiegoś challenge’u, gry czy zabawy. Jeszcze bardziej krzywdzące jest to wobec rodzin i bliskich tych dzieci. Bo trudno mówić o "grze w znikanie na 48 godzin", kiedy młody człowiek chce zniknąć z życia na zawsze – rozwija. Nadal policja wciąż szuka dwojga 16-latków z rejonu Koluszek, którzy zniknęli 9 października. Według ustaleń służb młodzi mogą przebywać na Dolnym Śląsku. Izabela Jezierska-Świergiel: – Skoro tak łatwo krytykujemy dzieci za spędzanie czasu w internecie i mamy pretensje do innych rodziców, warto spojrzeć na własne podwórko. Zastanówmy się, ile czasu nasze dziecko i ile my sami, spędzamy w sieci. Zastanówmy się, gdzie jesteśmy my, dorośli? Czy przypadkiem nie jesteśmy akurat w internecie? Jak rozpoznać, że nasze dziecko myśli o ucieczce z domu? – Kiedy tracimy z dzieckiem kontakt i zaczynamy podejrzewać, że mierzy się z problemami, o których nam nie mówi – nie odpuszczajmy – radzi Izabela Jezierska-Świergiel. I dodaje, żeby nie pozostawiać dziecka samego z tym, co akurat przeżywa. Jak zaznacza, nie jest zwolenniczką podejścia: dajmy nastolatkowi ochłonąć, może sam przyjdzie, jak będzie gotowy". – Bo może nie przyjść. I wtedy będzie za późno – mówi. Ekspertka przypomina również o dostępnej pomocy: – Fundacja ITAKA od wielu lat prowadzi specjalny Telefon w Sprawie Zaginionego Dziecka i Nastolatka. To ogólnoeuropejska linia działająca w 32 krajach pod numerem 116 000. Pod ten numer może zadzwonić każda osoba zaangażowana w sprawę zaginięcia dziecka lub nastolatka (rówieśnik, przyjaciel, członek rodziny, opiekun czy nauczyciel). Dzwoniący może otrzymać natychmiastowe i bezpłatne wsparcie emocjonalne, psychologiczne, socjalne, prawne i administracyjne. Po drugiej stronie słuchawki są przeszkoleni specjaliści.  Ekspertka przypomina również o Telefonie Zaufania Młodych, który oferuje wsparcie pod numerem 22 484 88 04. Darmowe sesje online są skierowane do dzieci, nastolatków i młodych dorosłych do 25. roku życia. W sytuacji zaginięcia dziecka każda minuta ma znaczenie. Niezależnie od okoliczności, należy więc zgłosić natychmiast. Im szybciej służby zostaną poinformowane, tym większe są szanse na skuteczne działania i szybkie odnalezienie młodej osoby.