Kolejny zwrot w sprawie Mirelli ze Śląska. Prokuratura wszczęła dochodzenie

Mirella ze Świętochłowic miała przez 27 lat być więziona w ciasnym, małym pokoju. Według relacji rodzice dziewczyny przez cały ten czas uspokajali sąsiadów i znajomych, mówiąc im, że kobieta zaginęła. Teraz głos w sprawie zabrała także prokuratura.  – Dochodzenie odbywa się w kierunku znęcania psychicznego i fizycznego – powiedziała w środę (15 października) Wirtualnej Polsce prok. Sabina Kuśmierska z Prokuratury Rejonowej w Chorzowie. Śledcza wskazała jednocześnie, że trzeba uzyskać dokumentację medyczną ze szpitala, gdyż pokrzywdzona była hospitalizowana. Prokuratura zabrała głos ws. Mirelli ze Śląska – Odbędzie się też przesłuchanie pokrzywdzonej z psychologiem, a następnie uzyskamy opinię sądowo-psychologiczną – powiedziała prok. Kuśmierska. Śledczy mają także przesłuchiwać m.in. sąsiadów i rodziców kobiety. O co chodzi w tej sprawie? Jak już informowaliśmy, sytuację 42-letniej Mirelli ze Świętochłowic na Śląsku pierwszy opisał "Fakt". Kobieta, według informacji gazety, przez 27 lat miała być więziona w małym pokoju w mieszkaniu rodziców. W przekonaniu sąsiadów zaginęła jako nastolatka. Tak mieli też utrzymywać jej rodzice. – Radosna była, taka roześmiana. Ci państwo K. to chyba ją adoptowali, ktoś tak mówił, ale wtedy to były lata 80 i 90., ludzie o sobie nic nie wiedzieli, bo i skąd. Teraz to wszystko się o sobie w internecie pisze, ale wtedy nie. Każdy żył dla siebie – powiedziała z kolei "Gazecie Wyborczej" kobieta z okolicy. W tamtym okresie, jak pisze w środę "GW", dziewczyna była uczennicą świętochłowickiej szkoły (obecnie I LO im. Jana Kochanowskiego). Rodzice wypisali ją jednak ze szkoły w 1998 roku. – Nie było jej potem nigdzie, ludzie zapomnieli – usłyszeli dziennikarze. Tyle o sprawie Mirelli mówi policja W sprawie głos zabrała również policja. Jak przekazano, 29 lipca dzielnicowy z KMP w Świętochłowicach poszedł do jednego z mieszkań w mieście w związku ze zgłoszeniem sąsiadów dotyczącym awantury domowej. Komenda poinformowała, że kobieta wówczas zaprzeczyła, iż w mieszkaniu doszło do awantury lub przemocy, a jedynie do sprzeczki słownej pomiędzy nią a mężem. Mężczyzny nie było podczas interwencji w domu. Policja w mieszkaniu zastała za to wspomnianą 42-letnią kobietę. Ona również "oświadczyła, że w domu nie doszło do żadnej awantury, a ona sama nie potrzebuje pomocy". "Jednak ze względu na widoczny u niej obrzęk nóg i trudności w poruszaniu się, funkcjonariusz, w trosce o jej zdrowie, wezwał na miejsce pogotowie ratunkowe" – czytamy w komunikacie służb. "Ustalenia przeprowadzone podczas interwencji nie wskazywały na możliwość popełnienia przestępstwa na szkodę 42-latki" – podkreśliła jeszcze we wtorek policja. Pod wskazanym adresem wcześniej nie odnotowano żadnych policyjnych interwencji, a do lokalnej policji nie wpłynęło żadne zgłoszenie o zaginięciu kobiety.