Poznajcie NEET-ów. Mają 30 lat, nie uczą się, nie pracują i nie widzą w tym problemu

Nie uczą się, nie pracują, nie rozwijają swoich umiejętności. Młodzi ludzie z grupy NEET pozostają na garnuszku rodziców nawet do 34. roku życia. – Syn wstaje o 14, bo "jest zmęczony". Cały dzień snuje się po domu bez celu, ale kiedy koledzy dzwonią, to nagle energia wraca. Do rachunków się nie dokłada, do niczego nie czuje się zobowiązany. Jakby zakładał, że lodówka napełnia się sama, a pieniądze biorą się z powietrza – żali się jeden z rodziców NEET-a. Kiedy ich rówieśnicy zarywają noce, ucząc się do egzaminów, zdobywają pierwsze doświadczenia zawodowe, zapisują się na kolejne kursy i rozwijają swoje kompetencje, oni stoją w miejscu. Nie pracują, nie uczą się, po prostu egzystują. Na rynku pracy są praktycznie niewidoczni. Często przedwcześnie rezygnują z edukacji i wypadają z systemu, zanim zdążą się w nim na dobre odnaleźć. Co dziesiąty Polak w wieku 15–29 lat należy do tej grupy (niektóre instytucje przyjmują przedział wiekowy 15–34 lata) Mówi się o nich NEET – to skrót od angielskiego not in education, employment or training.  "I tak nie chciałoby mi się wstać" Na młodych niepracujących najczęściej narzekają rodzice. Trudno się dziwić – dorosłe dzieci mieszkają z nimi, korzystają z ich pieniędzy, nie dokładają się do rachunków, a jednocześnie nie szukają pracy, nie uczą się dalej i nie planują żadnej zmiany. W internecie – na forach i w grupach wsparcia dla rodziców – coraz częściej pojawiają się pełne irytacji i bezsilności wpisy. Opiekunowie opisują codzienność z dorosłym dzieckiem, które nie podejmuje żadnej aktywności zawodowej ani edukacyjnej, a przy tym nie dostrzega w swojej bierności problemu. "Nie wiem już, jak do niego dotrzeć", "Wszystko mu jedno, byle miał Wi-Fi", "Ma 23 lata i żadnych planów" – to tylko niektóre z komentarzy, które regularnie pojawiają się w dyskusjach. – Córka nigdy nie przepadała za nauką. Skończyła słabe liceum, a potem zapowiedziała, że chce zrobić kurs manicure hybrydowego. Dałam jej pieniądze. Na szkolenie ostatecznie nie poszła – wydała wszystko na buty i torebkę. Na moje pytanie, dlaczego nawet nie spróbowała, usłyszałam tylko: "I tak nie chciałoby mi się wstać". Ręce opadają. – Syn wstaje o 14, bo "jest zmęczony". Cały dzień snuje się po domu bez celu, ale kiedy koledzy dzwonią, to nagle energia wraca. Do rachunków się nie dokłada, do niczego nie czuje się zobowiązany. Jakby zakładał, że lodówka napełnia się sama, a pieniądze biorą się z powietrza. Syn ma 23 lata. Skończył technikum i mówi, że nie ma dla niego pracy.  – Mój syn po liceum zrobił sobie roczną przerwę. Twierdził, że musi odpocząć, bo ciężko uczył się do matury. Ta przerwa przeciągnęła się na trzy lata. Mówi, że studia są bez sensu, a za grosze pracować nie będzie.  Dlaczego młodzi stają się NEET? Prof. Andrzej Buszko, ekonomista z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, na wstępie podkreśla, że zjawisko NEET nie jest charakterystyczne wyłącznie dla Polski.  – Podobne zachowania obserwuje się również w innych krajach europejskich. Najczęściej mówi się o Włoszech, Grecji czy Hiszpanii, gdzie młodzi dorośli szczególnie często pozostają w domu rodzinnym przez długie lata. Również w Niemczech zauważa się rosnącą grupę osób, które nie wchodzą w dorosłość w tradycyjnym tempie. Przyczyny tego zjawiska są wieloaspektowe – od trudności na rynku pracy, przez deficyty edukacyjne, aż po problemy zdrowotne i psychospołeczne. – W społeczeństwie pojawia się spora grupa młodych ludzi z problemami natury psychicznej, borykającymi się ze stanami lękowymi i depresyjnymi. To staje się charakterystycznym wyznacznikiem współczesnego społeczeństwa – zauważa prof. Andrzej Buszko. Prof. Andrzej Buszko podkreśla, że kluczowy moment to pojawienie się sprzężenia zwrotnego. – Jeśli dochodzi do kryzysu emocjonalnego, a ucieczka w świat wirtualny staje się sposobem radzenia sobie z nim, młody człowiek zamyka się coraz bardziej. I im dłużej trwa w tej izolacji, tym trudniej mu wrócić do realnego życia – do pracy, szkoły czy codziennych obowiązków. Na garnuszku państwa Zjawisku NETT przyjrzała się Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości. Autorzy raportu zaznaczają, że problem NEET-ów nie dotyczy tylko jednostek, lecz także ma wymiar globalny. Prof. Andrzej Buszko w rozmowie z nami zwraca uwagę, że jeśli nic się nie zmieni, powstanie grupa ludzi, którzy nie będą mieli ani wykształcenia, ani żadnej ścieżki zawodowej, a co za tym idzie – zostaną bez pieniędzy, bez oszczędności i szans na emeryturę w przyszłości. – Dopóki żyją rodzice, młodzi mogą liczyć na wsparcie finansowe z rodziny – zauważa. – Czasami pod wpływem chwili lub impulsu podejmują pracę dorywczą, ale zwykle są to zajęcia krótkotrwałe, które nie oferują realnych perspektyw rozwoju zawodowego. Ekspert podkreśla, że to nie jest już tylko kwestia indywidualnych wyborów, ale problem ekonomiczny, który z czasem stanie się obciążeniem dla całego społeczeństwa. – Mówiąc wprost: osoby aktywne zawodowo, które płacą podatki i odkładają na przyszłość, będą finansować system pomocy dla tych, którzy nie weszli na rynek pracy – zaznacza. Jak dodaje, nie chodzi nawet o to, czy te środki będą wystarczające. – W naszej kulturze funkcjonuje przekonanie, że osoba pozbawiona środków nie pozostaje całkowicie sama, lecz trafia pod opiekę systemu. Jednak opieka ta wiąże się z konkretnymi kosztami, które ponosimy wszyscy – zauważa. Z raportu wynika, że w 2023 roku wśród polskich NEET-ów wyraźnie przeważały kobiety – stanowiły one 13,4 proc. tej grupy, podczas gdy mężczyźni tylko 6,9 proc.. Najwyższy odsetek młodych ludzi pozostających poza edukacją i rynkiem pracy odnotowano w województwach: podkarpackim (15,8 proc.), świętokrzyskim (13,7proc.) oraz warmińsko-mazurskim (13,2proc.), natomiast najmniej NEET-ów mieszkało na Mazowszu – 7,6 proc.. Różnice te w dużej mierze wynikają z miejsca zamieszkania – młodzi ludzie z małych miast i wsi mają utrudniony dostęp do szkół, kursów i ofert pracy. Duże znaczenie mają także czynniki rodzinne, ekonomiczne i społeczne, które mogą utrudniać wejście w dorosłość. Istotny jest też poziom wykształcenia – im niższe, tym większe ryzyko przynależności do grupy NEET. Według danych PARP, wśród osób z wykształceniem podstawowym odsetek NEET-ów wynosi 8,3 proc., natomiast wśród absolwentów studiów wyższych spada do 5,9 proc.. Prof. Andrzej Buszko zwraca też uwagę na szerszy kontekst społeczny. – Dochodzi do tego nierozwiązanie wielu problemów, np. dostępności mieszkań dla młodych. Jak młody człowiek ma założyć rodzinę i otrzymać realną szansę na własne mieszkanie, jeśli nie ma wsparcia rodziców i nie posiada zdolności kredytowej? – pyta retorycznie. – W dużych miastach mieszkania są poza zasięgiem większości młodych ludzi. Taki młody człowiek patrzy na swoją sytuację i myśli: "Na mieszkanie nie mam szansy, na dobrą pracę też nie, wszędzie czają się jakieś emocje, presję, stres". I pojawia się pytanie: po co w ogóle funkcjonować w tym wyścigu szczurów? Jak dodaje, potrzebne są działania systemowe. – Musimy o tym rozmawiać, dyskutować. Nie chodzi tylko o wsparcie ekonomiczne, bo równie ważne jest spojrzenie socjologów i psychologów, bo to oni najlepiej rozumieją mechanizmy, które doprowadzają do takiej sytuacji. Nie ma obowiązku utrzymywania dorosłego dziecka Rodzice, sfrustrowani dorosłymi dziećmi pozostającymi na ich utrzymaniu, coraz częściej szukają w sieci porad, czy i w jaki sposób mogą sobie poradzić z tą sytuacją. Mec. Piotr Bazyluk w rozmowie z nami podkreśla, że rodzice nie mają prawnego obowiązku utrzymywania dorosłej, zdrowej i zdolnej do pracy osoby.   – W relacjach rodzinnych często jednak czujemy się do tego moralnie zobowiązani, bo to przecież nasze dziecko. Jeśli chcemy, aby się usamodzielniło, warto na początku jasno to zakomunikować – powiedzieć wprost, że nie chcemy, aby nadal mieszkało z nami. Najlepiej próbować rozwiązać tę kwestię polubownie  – radzi. Co jednak w przypadku, gdy nasze prośby nie przynoszą skutku? Mecenas Bazyluk podkreśla, że nikt nie można nikogo ot tak po prostu wyrzucić z mieszkania. Zwłaszcza jeśli dziecko mieszka z rodzicami mieszka od lat.  – Istnieją dwie formalne drogi rozwiązania takiej sytuacji. Pierwszą jest pozew o eksmisję, jeśli dziecko nie ma tytułu prawnego do lokalu. Podobnie jak w przypadku najemcy, który nie chce opuścić mieszkania, wówczas wszczyna się formalną procedurę eksmisyjną, a wykonanie wyroku leży w gestii komornika – podpowiada. Jak mówi dalej, drugą możliwością jest podjęcie działań ochronnych, jeśli dorosłe dziecko dopuszcza się przemocy domowej: fizycznej, ekonomicznej czy psychicznej. Wtedy rodzic może wystąpić do sądu o zakaz zbliżania się lub o zakaz przebywania w określonym miejscu.  –  Można też wezwać policję, która obecnie ma uprawnienia do krótkoterminowego nałożenia takiego zakazu. Następnie, jeśli zajdzie taka potrzeba, należy wystąpić do sądu, aby przedłużyć zakaz i zapewnić dłuższą ochronę. Czy jeśli dorosła osoba nie dokłada się do rachunków, można uznać to za przemoc? –  Raczej nie, choć wiele zależy od okoliczności i skali problemu. W pewnych sytuacjach można próbować to udowadniać przed sądem. Na przykład, jeśli rodziców nie stać na utrzymanie mieszkania i jedzenie, a dorosły domownik dodatkowo zabiera wszystko z lodówki, zachowuje się jak "pan i władca" i powoduje inne poważne problemy, wówczas można rozważać formalne działania prawne. To nie są sprawy zero-jedynkowe, każdą sytuację należy oceniać indywidualnie – podkreśla prawnik.  Mec. Piotr Bazyluk dopowiada też, że jeśli dorosłe dziecko samodzielnie opuści mieszkanie, nie ma obowiązku przyjmowania go z powrotem.