Ceny złota rosną teraz jak szalone. Albo to bańka, albo mamy poważny problem

Inwestorów na całym świecie ogarnęło trudne do wytłumaczenia zjawisko: prawdziwa gorączka złota. Dziś za uncję płaci się już ponad 4300 dolarów, analitycy przewidują, że możliwa do złamania jest granica 5000 dolarów. Czy dzieje się coś, o czym nie wiemy? W zasadzie nie za bardzo wiadomo, dlaczego w ostatnich dniach tak mocno wzrosła cena złota. A idzie w górę w szaleńczym tempie. W chwili pisania tego tekstu jego wartość zbliża się do 4400 dolarów za uncję. Jeszcze kilka dni temu, 7 października, inwestorzy emocjonowali się faktem, że złoto przebiło magiczną granicę 4000 dolarów. I faktycznie była to niespodzianka, bo w tym roku to kruszywo poszło w górę już o mniej więcej 60 proc. W tym roku mamy największy wzrost cen złota od 1979 roku. Wtedy jego wartość wzrosła o 100 proc. Od tej pory złoto notowało co najwyżej 30-40 proc. rocznego wzrostu, przeplatanego zresztą spadkami. Dlaczego złoto drożeje? W przypadku złota oficjalną, przyjętą na całym świecie miarą jest tzw. uncja trojańska. To ok. 31,1 grama. W obrocie innymi towarami stosuje się tzw. uncję międzynarodową (28,35 grama). Tradycyjnie jest ono uważane za dobrą "inwestycję" na złe czasy. Na wojny, konflikty, kryzysy. Jest stosunkowo łatwo wymienialne, nie podlega takim wahaniom jak waluty. Ale jego wartość w dużej mierze jest kwestią tradycji. Złota na świecie jest mało, więc jest drogie. Nie ma dużego znaczenia gospodarczego. Wśród analityków zapanowała lekka konsternacja. Czasy nie są łatwe, więc jakiś wzrost cen złota nie jest zaskoczeniem. Ale niektórzy mówią już o tym, że dobije ono do poziomu 5000 dolarów za uncję. To lekki absurd. Samonakręcająca się spirala... Być może – i nie jest to odosobniona teoria – mamy do czynienia z samonakręcającą się spiralą. Wszyscy kupują złoto, więc warto je mieć. Drożeje, a więc "coś się dzieje". A jak "coś się dzieje", to kupujemy. Przypominać to może stary dowcip o pogodzie i chruście. Grupa Indian zobaczyła w prognozie, że idzie chłodna zima. Nazbierali więc dużo chrustu na opał. Zima była jednak lekka. Kolejne prognozy znów wskazywały na mrozy, Indianie znów nazbierali chrustu, zima znów była lekka. Sytuacja się powtarzała, aż w końcu usłyszeli: "Kolejna zima będzie rekordowo zimna, bo Indianie już od 5 lat gromadzą chrust na opał". Tak samo może być ze złotem. Nie brakuje też głosów, że nakręcana jest bańka na złoto. Jej pęknięcie nastąpi, gdy duża grupa inwestorów zorientuje się, że nie wiadomo czemu nakupowała złota i będzie próbowała się go pozbyć. Do popularności złota mogły się też przyczynić nowe formy inwestowania, na przykład tzw. ETF-y. O wiele łatwiej kupować kruszce za pośrednictwem wyspecjalizowanych funduszy, niż samemu. Według stowarzyszenia branżowego World Gold Council, w tym roku zainwestowano w złote fundusze ETF rekordową kwotę 64 mld dol. Możemy więc mieć do czynienia z dużą grupą nieprofesjonalnych inwestorów, którzy po prostu polubili złoto. Jeśli dodamy do tego osłabienie dolara, pogłębione ostatnio przez shutdown w USA, okaże się, że wzrosty były naturalne. A może jednak "coś się dzieje"? Nie jest to wykluczone. Nie brakuje analityków, którzy przypominają, że mamy do czynienia z erozją systemu, zaufania do władz i wzrostem globalnego niepokoju. Nie jest więc wykluczone, że faktycznie może dojść do poważnych zmian politycznych i gospodarczych o globalnej skali. Nie da się nie zauważyć, że obecne mocarstwa przeżywają okres pewnego kryzysu, utraty zaufania i słabości. Czy to zwiastun wielkich zmian? Jeśli tak, to złoto być może będzie zyskiwało na wartości wraz z osłabieniem walut. Czas pokaże.