— Widzę to jako brak strategii po stronie liberałów, który wynika z tego, że przeciwników zdefiniowaliśmy jako populistów, a nie jako rewolucyjnych konserwatystów. Nie doceniamy ich. A każda sekunda, w której tłumaczymy sobie, że poparcie dla Orbana, Kaczyńskiego, Trumpa, Fico czy Babisza to efekt rosyjskiej propagandy, jest jak minuta dawania sobie w żyłę środka uspokajającego. To droga donikąd, bo machanie "kartą rosyjską" nie działa — mówi w rozmowie z Onetem prof. Maciej Kisilowski*. Radykalny konserwatyzm sprowadza się, zdaniem cenionego prawnika, do dziesięciu punktów. I to nad nimi liberałowie na świecie muszą się pochylić, by wypracować kompromis. — Problem tylko w tym, że te kompromisy wdrażane są metodą chałupniczą — bez głębszej, otwartej i uczciwej dyskusji, gdzie i jak powinniśmy się cofnąć, a gdzie jest nieprzekraczalna czerwona linia. A przede wszystkim, gdzie opłaca się cofnąć — podkreśla.