Lewicka: Wieści z Budapesztu, czyli strumień świadomości Zbigniewa Ziobry

Im częściej i głośniej politycy PiS powtarzali, że Zbigniew Ziobro nie ma w Polsce szans na uczciwy proces, a pobyt w areszcie może go zabić, tym pewniejsze było, że byłego ministra sprawiedliwości nie zobaczymy przy Wiejskiej w Warszawie. Ubijano grunt pod jego ucieczkę, by mniej było wstydu, ale nadaremno – 96 proc. komentarzy w sieci było dla Ziobry negatywnych, a najczęściej pojawiającym się tematem jego nieobecność w Polsce (Res Futura). Mogliśmy za to cieszyć się licznymi ekspozycjami medialnymi w telewizjach mu sprzyjających i słuchać wyczerpujących odpowiedzi na trudne pytania w stylu:” Czy Donald Tusk chce Pana zabić?”. Nie, nie chce, bo nie jest taki głupi, by eliminować fizycznie przeciwników politycznych – tak, upraszczając, wyjaśnił sprawę zamiarów premiera względem swojej osoby Ziobro. Sprawiając wrażenie bycia rozdygotanym, były minister sprawiedliwości częstował widzów TV Republika słowotokiem, którego w końcu nie zdzierżyła nawet prowadząca rozmowę Katarzyna Gójska, przerywając i mówiąc, że o tym już Ziobro opowiadał i „to się staje dla naszych widzów nie do końca czytelne”. No to co miał Ziobro do przekazania wiernym fanom oraz dybiącym na niego złym ludziom? Po pierwsze, jego pobytowi w Budapeszcie są winni Tusk z Żurkiem i to z dwóch powodów. Oni – mówił Ziobro – wytoczyli tę sprawę, kiedy przebywałem już na konferencji na Węgrzech („sprawił to pewien paradoks sytuacji”). Potem przekonywał, że gdyby na złożenie wniosku prokuratury do Sejmu wybrano inny termin, to „byłbym teraz w Warszawie”. Koronkowa robota Ale z Budapesztu można wszak wrócić, prawda? I Ziobro chciał, nawet miał już bilet, jednak dotarły do niego wieści następującej treści: Tusk chciał schwytać go na lotnisku i w kajdankach dostarczyć do Sejmu. Wcześniej miałoby dojść do prowokacji, dzięki czemu Ziobro zostałby pochwycony na gorącym uczynku. Do popełnienia jakiego przestępstwa miałby zostać sprowokowany, by można go było zatrzymać bez względu na posiadany jeszcze w czwartek immunitet, i dlaczego miałby ulec prowokacji, tego nie wyjaśnił. Tak czy owak musiałaby to być koronkowa robota, a najlepiej dla służb, gdyby Ziobro zechciał z entuzjazmem współpracować i jakoś tam sam się podłożył. Celem powyższej operacji miałoby być zamknięcie mu ust. Ziobro nie mógłby się odnieść do stawianych mu zarzutów, a przecież jego celem jest przedstawienie prawdy, której „oni się boją”. Tak się jakoś złożyło, że ze swoją prawdą były minister nie chciał się przebić do opinii publicznej na posiedzeniu plenarnym, kiedy prezentowane było sprawozdanie z obrad komisji regulaminowej i kiedy porządek obrad przewidywał czas właśnie tylko dla niego, o czym przypomniała prowadząca obrady wicemarszałek Monika Wielichowska: „W tym momencie głos mógłby zabrać poseł Zbigniew Ziobro, ale nie zabierze, bo jest nieobecny”. Podniosły się wówczas dwa głosy z sali, wołające „Zbychu, wychodź!”. Ale nie wyszedł. Największe emocje towarzyszyły Ziobrze, kiedy odnosił się do stawianego mu zarzutu stworzenia i kierowania zorganizowaną grupą przestępczą, która miała przywłaszczyć z Funduszu Sprawiedliwości około 150 mln zł. Ziobro nie rozumie (w co trudno uwierzyć) albo udaje, że nie rozumie (to już prędzej), że termin „zorganizowana grupa przestępcza” nie jest zarezerwowany dla mafii, która trudni się handlem narkotykami, a wzbogacenie się cudzym kosztem (w tym przypadku np. kosztem ofiar przestępstw) nie musi oznaczać zakupienia sobie sportowego auta, a żonie diamentowej kolii. Ziobro i koledzy za te pieniądze wzmacniali swoją partię, czyli wzbogacali się politycznie. Bo to jest tak: jeden chce mieć willę na Lazurowym Wybrzeżu, a drugi wielu posłów swojego ugrupowania w Sejmie. Aha, Ziobro uważa, że Tusk przywłaszczył sobie media publiczne, a właściwie „Platforma je ukradła”.  Jakie plany ma Ziobro? Niezmiernie rozczarowujące były zagadkowe odpowiedzi Ziobry, pytanego o jego dalsze plany. Wciąż nie wiemy, czy wróci do kraju, czy też poprosi węgierskiego premiera o azyl. Były minister deklaruje, że „podejmie decyzje, które mogą przysłużyć się zwycięstwu”, co jest dość ryzykowną deklaracją, bo z punktu widzenia Nowogrodzkiej lepiej byłoby, gdyby Ziobro robił za męczennika, któremu przed budynkiem aresztu można byłoby pieśń religijną zaśpiewać, a nie za fujarę, która zwiewa do przyjaciela Putina. Oczywiście, dalszych planów nie zdradza, bo Tusk tylko na takie informacje czeka, a Ziobro „nie ma zamiaru wpisywać się w jego scenariusz i pomagać jego przestępczej szajce”. Natomiast deklaruje, że będzie walczył i już się odgraża, że rozliczy Tuska za wszystko, co ten robił. „To się dla nich źle skończy” – obiecuje, a „wolność i prawda nas wyzwoli”. Aż się nie można doczekać ciągu dalszego budapesztańskich refleksji i spostrzeżeń Zbigniewa Ziobry. W przyszłości należałoby to spisać, wydać w twardej oprawie i rozesłać Polakom do domów.